Zachowały się jak trzeba – kobiety z Małych Ojczyzn na Podlasiu

Projekt „Zachowały się jak trzeba-kobiety z Małych Ojczyzn na Podlasiu” realizowany jest od 1.06.2022r. przez Caritas Archidiecezji Białostockiej. Zadanie publiczne jest finansowane ze środków Województwa Podlaskiego

Projekt zakłada aktywizację osób starszych- mieszkańców białostockich osiedli: Dziesięciny I, Dziesięciny II oraz przyległych, a także kształtowanie patriotycznych i moralnych postaw wśród uczestników.

W trakcie zadania zostaną przeprowadzone warsztaty archiwistyczno – dziennikarskie, malarskie oraz prezentacje patriotyczne – międzypokoleniowe. Odbędą się również wyjazdy regionalne, podczas których zostaną zorganizowane spotkania z mieszkańcami Małych Ojczyzn. Zwieńczeniem działań będzie publikacja pt. „Zachowały się jak trzeba – Kobiety
z Małych Ojczyzn na Podlasiu” oraz wernisaż prac seniorów oraz wystawa zdjęć z odbytych wyjazdów.

 

Zachowały się jak trzeba… – promocja książki

Książka o kobietach, którą przygotowali seniorzy w ramach projektu „Zachowały się jak trzeba. – Kobiety z Małych Ojczyzn na Podlasiu”. W ostatnich dniach grudnia odbyła się prezentacja patriotyczna połączona z promocją książki i wystawa malarska, którą można obejrzeć w parafii św. Kazimierza Królewicza w Białymstoku.
Zainteresowani mogą otrzymać książeczkę w najbliższą niedzielę o godz. 12.00 w w/w parafii lub przeczytać w wersji elektronicznej POBIERZ KSIĄŻKĘ

 

Zachowały się jak trzeba… – Wyjazd do Łomży

25 sierpnia był upał. Jak w poprzednie i następne dni. Uciążliwy dla ludzi w każdym wieku, a senioralnym najbardziej. Tymczasem grupa seniorów- realizatorów projektu godnie stawiła czoła owym iście równikowym temperaturom. Tak więc dwadzieścia dwie panie zachowały się jak trzeba. I dwaj panowie. A także kierowca autokaru, który bardzo rozważnie manipulował przy pokrętle klimatyzacji.

Przystanek pierwszy- u kapitana Władysława Raginisa

Przede wszystkim z Białegostoku do polskich Termopil jest całkiem blisko. To zaledwie niecałe 60 kilometrów. I całkiem dobra droga. Naszym celem jest wizyta w Urzędzie Gminy w Wiźnie. Ale przecież po drodze jest schron bohaterskiego dowódcy kapitana Władysława Raginisa. Trzeba tam na chwilę zajrzeć. Koniecznie. Droga na wzgórze jest piaszczysta. Taka typowo polna. Z lewej strony rżysko, zaś z prawej łan kukurydzy. Już z daleka widać wysoki maszt z biało- czerwoną flagą. Dopiero ze wzgórza rozciąga się piękny widok na rozległą dolinę Narwi. Dobre to miejsce do obrony. Pan Marian Olechnowicz- nasz przewodnik, opowiedział o bohaterskim dowódcy i znaczeniu obrony tego odcinka. Schron jest całkowicie zniszczony. Grób urządzono we wnętrzu schronu dowodzenia, którego kapitan bronił aż do wyczerpania amunicji. Pochowano tu także jego zastępcę, porucznika Stanisława Brykalskiego. – Szkoda, że nie ma tutaj dobrej drogi dojazdowej- mówi jedna z seniorek- I jakby nic a nic nie zmieniło się od września 1939 roku- dodaje. Może to i dobrze, bo to bardziej oddaje atmosferę tamtych dni. A lato było też wówczas upalne. Jak w tym roku.

Przystanek drugi- w Urzędzie Gminy w Wiźnie

Dla niektórych to podróż wręcz sentymentalna. W ich czasach szkolnych organizowano wycieczki do Wizny. Dlatego pani Grażyna koniecznie, chociaż na chwilę musiała do miejscowej podstawówki. I sprawdzić, czy schody nadal mają tyle samo stopni. Pani Marta Laskowska, wraz z koleżanką z pracy, już na nas czeka. Pomieszczenia gminnego klubu seniora urządzone są ze smakiem. – Nasze panie wytypowały dwie kobiety z gminy do szykowanej przez was książki- mówi gospodyni obiektu- Jednak pora przedpołudniowa nie jest dobra na spotkania. Panie mają robotę na roli, albo przy wnukach. Spotykają się tutaj dopiero późnym popołudniem. O jednej z naszych mieszkanek godnych wspomnienia można poczytać w tych starych kronikach bibliotecznych- dodaje. Leżą na stole. Warte uważnego przejrzenia i skopiowania. – Przyjedziemy z ekipą we wrześniu- zapewnia pan Marian Olechnowicz. Spogląda na zegarek. Pilnuje terminowego dotarcia do kolejnych przystanków naszej podróży. Jedziemy do Drozdowa. Jest tam piękny dwór Lutosławskich, ale też i muzeum przyrodnicze. I świetna pani przewodnik. Nie opowiada encyklopedycznie, lecz sypie, jak z rękawa, super ciekawostkami. O znamienitym rodzie właścicieli majątku, ale też ptaszkach, zwierzakach, rybkach i roślinkach. Naprawdę można w jej opowieściach się zasłuchać. Ale seniorzy mają przecież zadanie do realizacji czyli o zebranie informacji o ciekawych kobietach z Małych Ojczyzn. Dopytujemy więc o Danutę Lutosławską, żonę słynnego kompozytora i pianisty. – Warto zamieścić jej biografię- mówi przewodniczka. Poleca nam książkę do zakupienia. Jednak wolimy, aby ktoś o tej kobiecie nam opowiedział. Przecież będziemy tutaj we wrześniu przez cały dzień- z ekipą seniorów- biografów.

Trzy przystanki w Łomży

Być w Wiźnie i Drozdowie, a nie zajrzeć do Łomży, to prawie grzech. Nikt z naszych seniorów, oprócz Mariana Olechnowicza i kierowcy autokaru, wcześniej nie był w tym wiekowym grodzie. Moc tutaj miejsc do zwiedzania. Nie da się więc wszystkiego w ciągu zaledwie kilku godzin. Najpierw więc do Muzeum. Znowu trafiliśmy na super przewodniczkę. I arcyciekawe wystawy. Eksponaty z pradziejów ponad 1000- letniej Łomży robią wrażenie. Z tego powodu rodowite białostocczanki nieco wpadły w kompleks niższości. Ale tylko na chwilę… Dwie wystawy są naprawdę godne podziwiania: ekspozycja lamp naftowych i… bursztynu. Jest czym się zachwycać. Tymczasem nasz przewodnik znowu spogląda na zegarek. Może to jego pamiątka z I Komunii? I dlatego tak jest przywiązany? Ale nie. Już czas wyruszyć na kolejny przystanek.

Przystanek Pyszny Obiad

Bez dwóch zdań, panie kucharki zachowały się jak trzeba. Obiad był przepyszny. To nic, że upał, to nic że zmęczenie wielogodzinną wędrówkę po regionie. Tylko nielicznym seniorom udało się talerze wyczyścić do cna. Tak dużo było pyszności w talerzach. Żal było zostawić, więc w ruch poszły styropianowe pojemniki. Po prostu należało uszanować robotę kucharek, aby potem w domowym zaciszu jeszcze trochę rozkoszować się łomżyńskim smakiem.

Przystanek kapucyński

Ojciec Jan już na nas czeka. I w zasadzie można już nie zwiedzać klasztoru, klasztornego kościoła. Sylwetka ojca Jana sama w sobie jest jakby historią łomżyńskiego domu zakonnego kapucynów mniejszych. Szczupły, z siwizną włosów na głowie i długiej, prawie do zakonnego sznura brody… W brązowym habicie z kapturem. Chyba umówił się z paniami przewodniczkami ze zwiedzanych wcześniej muzeów. Opowiada barwnie, dowcipnie, a przede wszystkim z godną podziwu werwą. A przecież, jak sam powiada, do setki brakuje mu zaledwie piętnastu lat. Na koniec krótki spacer po przyklasztornym ogrodzie. Ileż on wymaga pracy, pielęgnacji, rąk… – A gdzie tam zaraz wielu rąk- oburza się ojciec Jan- to wszystko ogarnia tylko jeden nasz braciszek. Do tego posługuje w hospicjum.I ma sto innych obowiązków. Całkiem nas nie słucha, chociaż ślubował posłuszeństwo. Wciąż coś dosadza, albo przesadza. Nie na niego siły, nawet przeor jest bezsilny- dodaje z uśmiechem. Krótkie, miejmy nie ostatnie, pożegnanie z dobrym ojcem Janem. I do autokaru. Sprytny kierowca zaparkował nieopodal klasztoru. Tylko jeszcze na chwilę trzeba zajrzeć w pobliską uliczkę. I przysiąść na ławeczce Hanki Bielickiej. Obok słynnej łomżynianki.

P.S. Trzeba koniecznie jeszcze raz wybrać się do Łomży i okolic. Przynajmniej na jeszcze jeden cały dzień.

keyboard_arrow_up
Skip to content